Środa, 8 maja 2024r.

Imieniny: Stanisława, Lizy, Wiktora

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Komunikacja / Komunikacja Absurdalna Świnoujście

Transport publiczny

Komunikacja Absurdalna Świnoujście

Foto: Bartek Wutke

Zaledwie trzy tygodnie temu, przewinął się przez miasto temat Strefy Płatnego Parkowania w śródmieściu. Temat upadł nie tylko ze względu na kosmiczne ceny jakie zaproponowało Miasto, ale również ze względu na brak planów zapewnienia alternatywy dla kierowców. Jednym z nich mogłaby być miejska komunikacja autobusowa. Niestety nie jest i raczej długo nie będzie.

Podczas seminarium dla radnych i mediów, gdzie tematem wiodącym była właśnie komunikacja, Miasto przypomniało założenia strategii rozwoju miasta. W dokumencie można przeczytać m.in.: Świnoujście to wyspa zdrowia, nowoczesnych technologii i wielu kultur. Miasto, które intryguje wyspiarskim położeniem i charakterem, stanowiąc wyzwanie do różnorodnych kreacji w każdej dziedzinie. Otwartością i gościnnością przyciąga zarówno turystów jak i ludzi gotowych do podejmowania życiowych wyzwań. To miasto które warto zwiedzać, w którym warto inwestować – po prostu warto żyć.

Tymczasem komunikacja autobusowa w praktyce wygląda zupełnie... niepraktycznie. Najpoważniejszym problemem jest zły, niedostosowany do potrzeb Miasta system linii autobusowych, fatalny rozkład kursowania, nietrafiony tabor i brak promocji miejskiej komunikacji. Oto kilka przykładów błędów, które popełniono w ostatnim czasie.

Latem 2012 roku, w autobusach Komunikacji firma TRAKO, przeprowadzała ankiety z pasażerami. Na ich podstawie, przygotowano plan zmian w systemie miejskiego transportu. Nie wiem jak wyglądała oryginalna propozycja specjalistów, ale znam efekt końcowy. Cały rozkład jazdy, pozostał dostosowany do częstotliwości kursowania promów – mniej więcej co 20 minut. Niestety, zasada ta dotyczy tylko i wyłącznie autobusów odjeżdżających z pętli przy Kapitanacie Portu. Mieszkańcy peryferii miasta, kilka razy dziennie spotykają się ze swoistą dziurą komunikacyjną, kiedy to czas oczekiwania na autobus wynosi nawet 40 minut. Sprawny ruchowo człowiek, z osiedla Zachodniego dojdzie do centrum miasta w ciągu 20 minut. Żeby było ciekawiej, często do wyboru jest tylko autobus linii B, który jedzie do tego samego centrum grubo ponad 20 minut. Absurd widoczny aż nadto, ale o tym za chwilę. Długie trasy i możliwość kupowania biletów u kierowcy, powoduje – zwłaszcza w sezonie letnim, że autobusy mają po kilka lub nawet kilkanaście minut spóźnienia. W takim przypadku, naprawdę trudno jest dotrzeć gdzieś na czas, choćby na... miejski prom. W tej kwestii, zmiany nie przyniosły żadnej poprawy.

Dostosowanie rozkładu jazdy pod kątem miejskich promów jest przykładem archaicznego myślenia komunikacyjnego. Kiedy kilkanaście lat temu prawobrzeże miasta skupiało większość zakładów pracy, taki krok był uzasadniony. Jednak od czasu upadku Odry i ograniczenia zatrudnienia w stoczni oraz porcie, kierunek się zmienił. W tej chwili jedynie w godzinach szczytu, czyli podróży do pracy i z powrotem, ma to uzasadnienie. Obecnie najwięcej osób zmierza w kierunku dzielnicy nadmorskiej – miejsca gdzie prowadzi się najwięcej miejskich inwestycji, które już stało się wizytówką Miasta. Odwiedzają je jednak nie tylko turyści, ale też – a może przede wszystkim – mieszkańcy miasta. My, w przeciwieństwie do przyjezdnych, w dzielnicy nadmorskiej również pracujemy. Tymczasem do nowej części tego rejonu miasta nie można dojechać autobusem. Oczywiście, można powiedzieć, że autobusy linii A i B mają swoje przystanki na ul. Słowackiego (obecnie z powodu remontu jest to ul. Mickiewicza), ale nadal, od nowej części dzieli nas ponad pół kilometra. Oddając sprawiedliwość, trzeba dodać, że w ciągu dnia są cztery kursy linii A, które przejeżdżają przez Grodek. Wszystkie jeszcze przed południem. Podobnie jest z linią B.

Dlaczego planując nowe linie autobusowe, nie poprowadzono któregoś z autobusów ul. Chrobrego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Przebudowując cześć tej ulicy, biegnącą przez park, zastosowano spowolnienie ruchu w postaci ogromnego, brukowanego progu. W tej chwili tylko posiadacze terenowych samochodów, mogą to miejsce pokonać, nie uszkadzając zawieszenia. Solarisy komunikacji autobusowej, utknęły by w tym miejscu na amen. Dzięki takiemu zabiegowi, spod zasięgu komunikacji wyłączona została cała nowa część dzielnicy nadmorskiej, bo innej, bezpośredniej drogi nie ma. Błąd w planowaniu czy bezmyślność?

Długie, okrążające miasto linie A i B, broniłby się gdyby częstotliwość ich kursowania była dwukrotnie większa, a gdzieś w połowie drogi istniała możliwość przesiadki na inny kurs, jadący w osi północ – południe. W obecnym kształcie, podróż tymi liniami trwa długo, a i tak trzeba później przemierzyć szmat drogi pieszo, żeby dotrzeć do naszego celu.

Nie lepiej jest w kwestii dotarcia na Wydrzany – miejsca wypoczynku wielu mieszkańców miasta. Kiedyś do dyspozycji „działkowiczów”, bo to ich mam na myśli, pozostawały dwie linie – 3 i 4. Pierwsza linia jechała bezpośrednio z centrum, druga zbierała ludzi z dzielnic nadmorskich i sypialni miasta jaką są „leningrady”. Obecnie na tereny ogrodów działkowych kursuje jedna linia – 2. Nie jedzie ona jednak ul. Grunwaldzką – przynajmniej trzy ogromne osiedla po drodze, ani dzielnicą nadmorską. Prezes Kazimierz Reimus, pytany o to jak mieszkańcy tych rejonów miasta mają dostać się na Wydrzany, odparł, że przecież na os. Zachodnim, można się przesiąść. Wszystko ok, tylko będzie się to wiązało z zakupem kolejnego biletu, a więc podwojeniem kosztów podróży. Również na to, Prezes Reimus miał gotową odpowiedź – przecież na działki jeżdżą głównie emeryci i renciści, a ci podróżują KA za darmo. Bardzo ciekawe podejście w kontekście szukania oszczędności, a może i zysków. Przecież według danych KA, grupa wiekowa 20-59 lat, stanowi zdecydowanie największą grupę podróżnych. A to właśnie oni kupują bilety normalne, czyli podstawę zarobków komunikacji. Dla porównania, ludzie powyżej 70 roku, to zaledwie 14%.

Konia z rzędem temu, kto spróbuje do atrakcji turystycznych miasta czy też w bezpośrednich okolicach, dotrzeć przy pomocy transportu publicznego. Jako przykład niech posłuży Stawa Młyny – od najbliższego przystanku dzieli nas 2,7 km (spod Kapitanatu Portu) lub 2,6 km (spod przystanku na Słowackiego). Latarnia morska i Fort Gerharda na prawobrzeżu – jest nieźle, autobus podjeżdża niemal pod samą budowlę, ale jedynie latem! Jak to się ma do powtarzających się tez, że sezon w Świnoujściu to już nie tylko lipiec i sierpień? Jako dowcip należy potraktować oczywiście próbę dotarcia do Rezerwatu Karsiborskie Paprocie na południu wyspy – do najbliższego przystanku mamy około 14 km.

A przecież według danych spółki Komunikacja Autobusowa S.A. w sezonie letnim, turyści stanowią połowę przewożonych pasażerów. Dlaczego nie stworzyć dla nich jeszcze szerszej oferty? Przecież to są pieniądze.

Założeniem polityki transportowej miasta – znów wracamy do strategii rozwoju – jest dostosowanie komunikacji do obecnego i przyszłego rozwoju miasta, zmniejszenie uciążliwości transportu drogowego, poprawa komunikacji na potrzeby mieszkańców i turystów. Jak widać, dotychczas strategia idzie w zgoła odwrotnym kierunku.

To jednak dopiero wierzchołek tej góry lodowej, jaką jawi się komunikacja autobusowa w naszym mieście. Początek błędnych decyzji dotyczących zmian w komunikacji, nastąpił cztery lata temu, kiedy to dzięki unijnym funduszom, przystąpiono do budowy nowej bazy autobusowej oraz wymiany taboru. Przestarzałe Jelcze i nieco tylko młodsze Autosany z silnikami Renault nie spełniały współczesnych wymogów. Przy podejmowaniu decyzji o tym jakie autobusy będą jeździć przez najbliższe lata, prezes KA Świnoujście Kazimierz Reimus, konsultował się z szefem kołobrzeskiego przewoźnika. Decyzja o tyle brzemienna w skutkach, że specyfika Kołobrzegu jest zupełnie inna od naszej.

Otóż transport publiczny w Kołobrzegu nie skupia się tylko i wyłącznie na mieście. Linie autobusowe, swoje trasy mają poprowadzone w ten sposób, że łączą ze sobą podmiejskie wsie i miasteczka, przez sam Kołobrzeg niejako tylko przejeżdżając. W dalekich trasach, świetnie sprawdzają się więc długie i pojemne autobusy.

Tymczasem u nas zdecydowano się, podobnie jak w Kołobrzegu, na ogromne Solarisy. Dlaczego to zła decyzja? Autobusy są zwyczajnie za duże. Za duże do wąskich ulic, którymi się poruszają. Za duże na potrzeby miasta, dzięki czemu najczęściej wożą „powietrze”. Za duże, bo spalają ogromne ilości paliwa. Przykłady – proszę bardzo.

Ulica Szkolna. Jeden z autobusów właśnie skręcił z 11 Listopada, drugi jedzie od strony Zachodniego. I klops, bo jeden z nich musi zatrzymać się tuż przy krawężniku, żeby drugi powoli mógł przejechać. Ta sama ulica, kilkadziesiąt metrów dalej, wyjazd z ul. Toruńskiej. Ciasny zakręt, wzbogacony o przejście dla pieszych z wysepką dość skutecznie utrudnia płynny ruch autobusów. Nie lepiej jest na ul. Wielkopolskiej, licznie zastawionej samochodami mieszkańców. Poruszanie się szerokim i długim pojazdem wymaga od kierowców KA, nie lada umiejętności. Podobnie jest m.in. na Grottgera, Bursztynowej i Granicznej. Innego rodzaju atrakcją są wspomniane już ronda w centrum miasta. Długie autobusy efektownie przechylają się, pokonując w żółwim tempie te przeszkody terenowe. Poza godzinami szczytu, autobusy najczęściej są puste. Z ekonomicznego punktu widzenia to strzał w stopę, gdyż zużywa się drogie paliwo, nie odzyskując choćby części jego wartości pod postacią zakupionych biletów. Pominę w tym miejscy brak w autobusach klimatyzacji, bo to przecież tylko dodatkowy koszt.

Co należało zrobić? W ofercie poznańskiego Solarisa są nowoczesne, ale o połowę mniejsze autobusy. Za te same pieniądze, można było mieć lepiej dostosowane do charakteru miasta pojazdy, oszczędniejsze, zwrotniejsze itp. A co najważniejsze – można ich było mieć więcej. W tej chwili sprawa jest przegrana, bo przez najbliższe lata, nie będzie nas stać na kolejną wymianę taboru.

To jeszcze nie koniec. Strategia rozwoju miasta przewiduje również takie wykorzystanie transportu zbiorowego, żeby zmniejszyć udział pojazdów indywidualnych w ruchu miejskim. Przyniosłoby to korzyści w postaci mniejszych korków, mniejszego zanieczyszczenia powietrza czy rozwiązanie – choćby częściowe – problemu braku miejsc parkingowych. Tymczasem, pomijając wszystko co napisałem wcześniej, KA Świnoujście nie prowadzi żadnych działań marketingowych, mających zachęcić do korzystania z transportu publicznego. Brak plakatów, czy choćby ulotek mówiących o korzyściach płynących z komunikacji zbiorowej. Nie ma też informacji o ofercie np. biletów miesięcznych. Na tego typu działania można przecież otrzymać zewnętrzne dotacje.

Komedia pomyłek? Owszem, szkoda tylko, że – przynajmniej częściowo – za nasze pieniądze. W swoim krótki życiu miałem okazję mieszkać i korzystać z komunikacji miejskiej w wielu miastach. Nigdzie transport publiczny nie był tak nieprzyjazny podróżnym jak u nas. Dlaczego tak jest? Jedną z odpowiedzi może być to, że temat komunikacji miejskiej jest wyższym urzędnikom ze Świnoujścia zupełnie obcy, bo jak można mieć pojęcie o praktycznym działaniu KA, jeżeli absolutnie nie korzysta się z jej usług? W opinii wielu z nich, komunikacja w mieście jest zbędna. Może dlatego cały czas ten temat traktowany jest po macoszemu. Niestety, przy pomyśle wprowadzenia SPP, nie da się już przejść obok tego obojętnie.

Autor: Bartek Wutke/Social North
comments powered by Disqus