Kąpielisko
Osady na świnoujskiej plaży

Foto: scie24
Hmmm… beztroski wypoczynek. Dzień wolny, brak zmartwień. W dodatku pogoda dopisuje, a ty decydujesz się skorzystać z tego, że jesteś nad morzem i wybierasz się na plażę. Już czujesz delikatny piasek pod stopami, morską bryzę, która nie pozwoli ci się przegrzać i słyszysz szum fal... Istnieje jednak pewna obawa, że ten dzień wcale nie będzie taki spokojny.
Opowiem o moich doświadczeniach. Kocham chodzić na plażę. Mimo że mieszkam w Świnoujściu, chwilami zachowuję się jak typowa turystka, która jak tylko zobaczy promienie słońca, od razu wskakuje w strój kąpielowy i ekscytuje się na samą myśl, że zaraz będzie wylegiwać się nad morzem. Tak i było w tę sobotę. Pogoda dopisała, strój założony, krem z filtrem zaaplikowany, kapelusz na głowie i ręcznik w torbie. Nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne!
Idąc mijam tłum innych wędrujących. Jednak ich wyposażenie jest dużo bogatsze aniżeli moje. Ja mam raptem jedną torbę z ręcznikiem i wodą, a wędrujące tłumy mają całe wyposażenie! Parawany, torby, namiociki, zastępy wózków. Zanim zobaczę morze, widzę szereg kolorowych miniosad zbudowanych z parawanów. Wędruję więc jak najdalej od tłumów, przebijam się przez miniosiedla, na których można spotkać wszystko: jedzące chrupki dzieci, mężczyzn rozkładających parasole, opalające się dziewczyny. Idę tam, gdzie ludzi będzie troszkę mniej.
Znajduję optymalne miejsce, dookoła trochę przestrzeni. Rozłożone pojedyncze koce, namioty i parawany. Piękny widok na morze. Aaaach, zaczynam plażowanie! Nagle – syp piaskiem i krzyk kobiety: „Tomek! Ile razy mam ci mówić, że masz nie sypać piaskiem!”. W duchu się z nią bardzo zgadzam, bo nie znoszę, kiedy ktoś mając całą plażę do dyspozycji, musi się bawić piaskiem akurat przy moim ręczniku. Tomeczek jednak nie daje za wygraną, otwieram więc oczy i obserwuję rozwój sytuacji. Jego (domyślam się) mama stosuje już bardziej rygorystyczne ostrzeżenia: „Jak nie przestaniesz, to dostaniesz w tyłek! Siadaj mi tu!”. Tomeczek uspokojony, odpuszcza. Po chwili jednak słyszę: „Piotrusiu! Ale proszę cię, nie biegaj z piaskiem! Pioootruś!”. Tak – oto kolejny nieposkromiony chłopiec. Podnoszę głowę zirytowana, ponieważ znów zostałam obsypana piaskiem i widzę ganiającego za dzieckiem mężczyznę. Mama udaje, że jej nie ma, a tata widocznie nie bardzo sobie radzi: „No Piotrusiu, proszę! Nie syp na paną!”. „Świetnie! Sypnij mnie raz jeszcze, a ci oddam!” – myślę sobie.
Sytuacja się uspokaja – widzę, że Tomeczek przysnął w swoim namiocie, a zadowolony Piotruś ucieka przed tatą gdzieś przy brzegu. Kładę się w takim razie, przymykam oczy… Mija może 5 minut i jak słyszę „łup! łup! łup!”. Podnoszę głowę i widzę, że po lewej stronie powstaje osada! Trzyosobowa rodzina osób rozbija parawan! Mają zapakowane jeszcze trzy parasole, które z pewnością są przygotowane na schron przed jakże piekącym słońcem. Logiczna sprawa jak ma się dzieci – ale tu dzieci brak! Osada zbudowana, dorośli zadowoleni kremują się filtrami, nie zapominając także o włosach. Trochę rozbawiona tym widokiem kładę się powrotem. Po czym znów… Łup! Łup! Łup!
Matko, jaki bliski dźwięk! Podnoszę wzrok i… już nie widzę morza! Morze zostało mi zasłonięte przez parawan w biało-pomarańczowe paski. Na całej szerokości – bo zaraz obok jest przecież namiot Tomeczka, a niedaleko dalej kolejny parawan. Zostałam zwyczajnie ogrodzona. Ja i mój ręcznik, te półtora metra kwadratowego, które zajęłam. Widok na morze zamienił się w widok na parawan i wylegujących się na leżakach ludzi. Czego oni w tym parawanie nie mają! Lodówka, tablety, materace, parasole, leżaki. Brakuje tylko przenośnej kuchenki gazowej. Dźwięk otwieranej puszki piwa, krzyk obudzonego Tomeczka i w tle wołającego Piotrusia tatę. „Zwariuję” myślę już sobie. Po chwili kolejne „łup! łup!” - po prawej stronie powstaje osada.
Dalej kocham chodzić na plażę i nie zamierzam z niej rezygnować. Miła wówczas sobota zamieniła się w uciążliwy pobyt, ale już wiem, że następnym razem nie dam się „sparawanować”. Opinie prawników sa jednoznaczne – nie można robić sobie prywatnej własności z publicznej przestrzeni. Plan jest następujący - następnym razem rozłożę się w czyjejś osadzie. Może wkrótce przeczytacie o „poskramiaczce” parawanów albo o „parawanowej wojnie”?
DOŁĄCZ DO NAS: