Środa, 17 grudnia 2025r.

Imieniny: Olimpii, Lazarza, Floriana

Strona główna / Miasto / Koń by się uśmiał, a kot zapłakał

Schronisko dla bezdomnych zwierząt

Koń by się uśmiał, a kot zapłakał

Foto: facebook.com/schronisko44

Nowy operator administruje schroniskiem dla bezdomnych zwierząt zaledwie od pięciu miesięcy, a obiektem zarządza już trzeci kierownik. Kadrowe perturbacje wywołują mieszane uczucia u obserwatorów. Czy rzeczywiście wydarzenia toczą się według zasady, gdzie trzech się bije, tam chodzi o kasę? Sprawdziliśmy, kto i ile na tym zarobi. Jeśli zarobi...

Miesięczny budżet naszego schroniska to prawie 23 tys. zł. Na co idą te pieniądze? W schronisku zatrudnione są trzy osoby na pełny etat, dwie na pół etatu oraz stróż. Najwięcej zarabia wyłapywacz zwierząt - 3,8 tys. brutto. Jak podaje Beata Kastrau, kierownik schroniska, koszt zatrudnienia 
wszystkich pracowników to 12,4 tys. zł. Zatem trzy etaty (oprócz hycla, hycel wybaczy) oraz stróż to wydatek rzędu 8,6 tys. zł. Uśredniając, każdy pracownik, w tym kierownik, zarabia 2150 brutto, czyli dostaje "na rękę" najniższą krajową.



Po uszczupleniu budżetu o koszty pracownicze zostaje nieco ponad 10 tys. zł. Z tych pieniędzy należy opłacić wszystkie media - tu najwyższy jest koszt zużycia wody, bo praca w schronisku to przede wszystkim sprzątanie, a także nakarmić zwierzaki. Obecnie schronisko opiekuje się 20 psami i 50 kotami. Jeżeli wyznaczymy stawkę minimalną na wyżywienie i środki czystości w wysokości 2 zł dziennie na zwierzaka, wydamy na to 4,2 tys. zł. Zostaje nam zatem ok. 6 
tys. zł.



Lwią cześć budżetu schroniska pochłaniają zabiegi weterynaryjne - zarówno te doraźne, jak i szczepienia oraz sterylizacje i kastracje. Koszt tych ostatnich wynosi od 300 do 400 zł, w zależności od wielkości zwierzęcia. Choć takie zabiegi często wywołują opór i niechęć miłośników zwierząt, 
wciąż pozostają najlepszą metodą ograniczenia bezdomności zwierząt. Aż strach pomyśleć, co działoby się w schronisku z przyrostem naturalnym kotów...



Ile kosztuje leczenie i profilaktyka? Trudno oszacować, bo w schronisku nigdy nie wiadomo, co przydarzy się za godzinę. Wiadomo na pewno, że zarządca musi dodatkowo wygospodarować środki na działalność edukacyjną, być może na szkolenia kadry. Jak widać, w spokojnym miesiącu, przy odrobinie szczęścia, schronisko może zmieścić się w budżecie. Ale zazwyczaj jest to raczej balansowanie na krawędzi budżetu. Czy zatem niełatwa sytuacja finansowa w schronisku może generować problemy w placówce? Może, i najczęściej generuje. W 2013 roku Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę 150 polskich schronisk i praktycznie w każdym z nich stwierdzono nieprawidłowości. Jak podsumowuje raport NIK - „ W żadnej ze skontrolowanych umów gmin ze schroniskami i firmami wyłapującymi zwierzęta wysokość opłat nie była skalkulowana na podstawie rzeczywistych kosztów. Ograniczenie wydatków odbijało się na zwierzętach”. Dla przykładu – zdarzało się, że operatorzy tego typu palcówek zakopywali padłe zwierzęta zamiast oddać je do kosztownej utylizacji.



A jak w Świnoujściu obliczane są koszty działaności schroniska? Metodą „na proroka” lub tzw. „metodą górską”. Miasto ogłasza konkurs z ustaloną „z góry” dotacją, a organizacje ubiegające się o zarządzanie obiektem przygotowują „na wyrost” kosztorysy. Potem pieniędzy starcza lub nie, a brak środków finansowych zawsze oznacza kłopoty.



W sierpniu bieżącego roku Barbara Michalska, zastępca Prezydenta Świnoujścia, zirytowana zamieszaniem personalnym w schronisku stwierdziła, że zadanie może przejąć gmina. Trudno sobie jednak wyobrazić, że ktokolwiek zgodziłby się na administrację placówką za najniższą krajową przy całodobowej gotowości do pracy. Taka motywacja pojawia się jedynie u tych, dla których 
opieka nad zwierzętami stanowi sens życia. A kiedy Komisja Dialogu Społecznego ds. Ochrony Zwierząt upomniała się o większe pieniądze dla schroniska, jej stanowisko spotkało się z ostrą krytyką przedstawicieli Miasta. Sporną kwestią okazały się oczywiście proponowane przez komisję wynagrodzenia pracowników. Według Komisji kierownik schroniska miałby zarabiać 4,8 tys.zł, czyli 3,4 tys. na rękę. Czy to naprawdę za dużo? Dla porównania, dyrektor ośrodka kultury zarabia ok. 5,5 tys. zł netto. Praca do 15:30, chyba że przytrafią się jakieś miejskie imprezy. No i odpowiedzialność jakby mniejsza. Zobowiązania kierownika schroniska wyznaczają 24 punkty regulaminu placówki, a najważniejsze z nich to całodobowe przyjmowanie zabłąkanych i porzuconych zwierząt, zlecenie w godzinach nocnych odłowienia zwierząt, które uległy wypadkowi, obowiązek podjęcia interwencji do 1 godz. od momentu zgłoszenia itd..

Skąd zatem bierze się przekonanie, że pracownicy jednostek organizacyjnych miasta, np. zajmujących się kulturą mogą godnie zarobić, a osoby zajmujące się zwierzętami mają wykonywać swoje obowiązki zawodowe za najniższe stawki, w ramach miejskiej inwestycji w tzw. "kapitał społeczny"? Pewnie dlatego, że zwierzęta, w przeciwieństwie do mieszkańców, o swoje się nie upomną. I głosu (wyborczego) nie mają.

Miasto Świnoujście nie jest jednostką samorządową, która ledwie wiąże koniec z końcem. Za kilka miesięcy zostanie ogłoszony nowy konkurs na prowadzenie schroniska. Może zamiast oszczędności w budżecie miasta kosztem jakości pracy placówki, warto już dziś spytać mieszkańców, czy chcą więcej środków przeznaczyć na rzecz bezdomych zwierząt. Oczywiście wolontariat i zbiórki pieniędzy czy karmy to wartość sama w sobie, jednak nie mogą one decydować o tym, czy schronisko utrzyma się na powierzchni. Nieco większa dotacja dla przyszłego operatora prawdopodobnie zapewni nam święty spokój - a tego po latach zamieszania wokół schroniska wszyscy sobie życzymy.

Autor: Magda Monkosa