Tragedia na plaży
Czy tak trudno uwierzyć w wypadek?
Ratownicy na stanowisku.
Foto: Bartek Wutke
Wczorajsza tragedia na plaży poruszyła mieszkańców miasta. Pierwsze doniesienia mówiły o długich poszukiwaniach i akcji ratowniczej. W rzeczywistości, akcja przebiegła bardzo sprawnie i szybko. Jak więc było?
O 14:06 doświadczony ratownik na stanowisku nr 3 zauważa dziecko wypadające z dmuchanego koła – zabawki. W tym czasie w rejonie jego dyżuru może znajdować się około 10 tysięcy ludzi. To cud, że w takim tłumie wypatrzył zdarzenie. Ratownik natychmiast zgłasza wypadek do Centrum. Sam biegnie w kierunku 8-latka. Kiedy znajduje się na miejscu ma już do pomocy dwóch ratowników, chłopiec jednak jest już pod wodą.
Trzeba dodać, że woda w tym miejscu była wyjątkowo mało przejrzysta i pełna glonów. W ciągu 10 minut rejon zdarzenia przeczesywało ośmiu ratowników i kilkunastu plażowiczów którzy byli w okolicy. Według ratowników, to że udało się w tym czasie natrafić na ciało chłopca to kolejny cud. W tym czasie przez radiowęzeł rozpoczęto nadawania komunikatów, z jednej strony o pomoc w poszukiwaniu, z drugiej próbowano znaleźć opiekunów dziecka.
Chłopca natychmiast przetransportowano na brzeg i rozpoczęto akcję reanimacyjną. Na miejscu pojawiła się karetka pogotowia oraz śmigłowiec LPR. Akcja zakończyła się po mniej więcej godzinie. Całe zdarzenie, od zauważenia wypadku do zakończenia reanimacji trwało nieco ponad godzinę. Łącznie w akcji brało udział 9 ratowników. Według standardów ratowniczych przebieg akcji był wzorowy.
Nieoficjalnie wiemy, że do podobnych wniosków doszła prokuratura. Jej przedstawiciele szczegółowo sprawdzili uprawnienia biorących w akcji ratowników oraz sprawdzili ich stan trzeźwości. Wszystko było w najlepszym porządku.
Nieco inaczej wygląda sprawa z opiekunką 8-latka. Kobieta na początku nie wiedziała co się dzieje z dzieckiem. Później okazało się, że w wydychanym powietrzu miała około 0,5 promila alkoholu, czyli odpowiednik jednego piwa. Prokuratura bada teraz czy opiekunka mogła przyczynić się do sprowadzenia zagrożenia życia dla 8-latka. Są to standardowe procedury w takich przypadkach.
Nasz komentarz:
Wersję wydarzeń przedstawioną przez ratowników potwierdzają także naoczni świadkowie, którzy opowiadają, że ratownicy bardzo szybko i sprawnie przeprowadzili całą akcję. Wszystkie fakty wskazują na to, że wbrew sugestiom niektórych mediów, zdarzył się nieszczęśliwy wypadek, a szukanie na siłę winnych mija się z celem. Ratownicy zrobili co tylko w ich mocy, żeby uratować życie chłopca. Trudno też podejrzewać, aby ilość alkoholu we krwi opiekunki miała wpływ na wydarzenia. Poczekajmy jednak na wyjaśnienia prokuratury. Niech osądem tej tragedii zajmą się powołane do tego instytucje.
DOŁĄCZ DO NAS: