Wtorek, 16 kwietnia 2024r.

Imieniny: Kseni, Cecylii, Bernardety

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Region / Nie przeżyje nic

Grozi nam katastrofa ekologiczna

Nie przeżyje nic

Dziesięć z największych stref śmierci na świecie znajduje się właśnie na Morzu Bałtyckim

Foto: Robert Monkosa

Strefy śmierci w Bałtyku stale rosną - alarmują niemieccy badacze. Dziesięć z największych stref śmierci na świecie znajduje się właśnie na Morzu Bałtyckim i razem zajmują powierzchnię ponad 60 tys. metrów kwadratowych. To prawie trzy razy więcej niż powierzchnia województwa zachodniopomorskiego!

Pierwsze strefy śmierci zaobserwowano w latach 70. ubiegłego wieku, było wśród nich kilka miejsc w Europie m. in. na Morzu Czarnym, Adriatyku oraz Bałtyku (np. cieśnina Kattegat). Szacuje się że obecnie w światowych akwenach jest ponad 530 martwych stref o łącznej powierzchni około 246 tys. kilometrów kwadratowych, a ich liczba ciągle rośnie. Dla przykładu w Morzu Bałtyckim, w minionym stuleciu powierzchnia stref śmierci wzrosła dwunastokrotnie!

"Strefami śmierci" nazywamy obszary zbiorników wodnych ubogie w tlen, gdzie wymarła cała flora i fauna. Głównym czynnikiem wpływającym na powstawanie takich miejsc w akwenach są zakwity fitoplanktonu (glonów, np. dobrze znane na naszych plażach zakwity sinic), jedno i wielokomórkowych organizmów żywych, które do procesów metabolicznych wykorzystują tlen. Największe skupiska alg znajdują się u wybrzeży, w pobliżu terenów przemysłowych i rolniczych, gdzie wody są zanieczyszczone spływającymi nawozami, ściekami komunalnymi i odpadami przemysłowymi. Zanieczyszczenia te zawierają duże ilości azotu i fosforu działających jak środki odżywcze i stymulujących nadmierny rozwój glonów. Sam fitoplankton, poza pochłanianiem tlenu, jest najczęściej toksyczny i nie nadaje się na pokarm dla zwierząt morskich. Według części badaczy do jego rozrostu przyczynia się także ocieplenie klimatu, a co za tym idzie podwyższenie temperatury wód. Ciepło zmniejsza rozpuszczalność tlenu z powietrza i zwiększa jego zużycie do procesów biologicznych. Na katastrofalną sytuację w Bałtyku ma również wpływ odizolowanie morza od innych zbiorników, co utrudnia wymianę wód i wymywanie zanieczyszczeń oraz wyraźne rozwarstwienie - słodka woda słodka zalega nad bardziej gęstą warstwą wody słonej. W efekcie tego zjawiska mieszanie wody - proces umożliwiający przenoszenie tlenu w głębsze partie zbiornika - nie odbywa się swobodnie. Od lat spada również zasolenie Bałtyku, co powoduje nieodwracalne zmiany w ekosystemie.

Czy grozi nam zatem katastrofa ekologiczna? Zdaniem ekologów dojdzie do niej na pewno jeśli państwa nadbałtyckie jeszcze radykalniej nie ograniczą stężenia związków azotu i fosforu spływających do morza. Na wielu obszarach właściwie już teraz można mówić o katastrofie - tlenu brakuje m. in. na obszarze od Bornholmu aż po Zatokę Fińską, całkowicie martwa strefa rozciąga się wokół Gotlandii oraz na północ od Półwyspu Helskiego. Teoretycznie pierwsze kroki w celu uniknięcia czarnego scenariusza poczyniono już w 1992 roku. Nad przestrzeganiem podpisanej wówczas przez kraje nadbałtyckie (w tym Polski) "Konwencji o ochronie środowiska morskiego obszaru Morza Bałtyckiego" czuwa Komisja Helsińska (HELCOM). Pracujący dla niej zespół ekspertów na bieżąco zbiera informacje o stanie wód w Bałtyku oraz stopniu ich zanieczyszczenia. Na podstawie tych informacji powstają zalecenia skierowane do konkretnych państw członkowskich i zobowiązujące je do odpowiednich działań. Jak się jednak okazuje, dotychczasowe wysiłki nie przynoszą pożądanych efektów i strefy śmierci w Bałtyku wciąż rosną: w latach 2000 - 2010 udział martwych stref na dnie Bałtyku wzrósł z 5 do 15 proc., obszarów niedotlenionych z 22 do 28 proc., w latach 2011-2012 aż 20 proc. dna Morza Bałtyckiego całkowicie pozbawione było tlenu! Dlatego naukowcy pracują także nad skuteczna metodą redukcji zanieczyszczeń i szukają sposobu na dotlenienie naszego morza. Jeden z pomysłów szwedzkich badaczy to wpompowanie bogatej w tlen wody z powierzchni w głąb akwenu za pomocą ok. 100 pomp zasilanych turbinami wiatrowymi. Badania nad tym projektem finansuje szwedzki rząd, jednak idea ta ma wielu przeciwników. Ich zdaniem takie działanie mogłoby całkowicie zmienić ekologię morza i przynieść więcej strat niż korzyści. Kolejny pomysł, który budzi wątpliwości ekologów, to zastosowanie środków chemicznych, które miałyby związać szkodliwe osady i zanieczyszczenia. Innych rozwiązań na razie brak, a czasu pozostało niewiele. Naukowcy ostrzegają, że prawdopodobnie już za 30, najpóźniej 50 lat, Bałtyk stanie się morzem martwym.

Autor: /v/
comments powered by Disqus