Piątek, 3 maja 2024r.

Imieniny: Marii, Antoniny

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Rozmaitości / Czasem słońce, czasem deszcz

Reportaż

Czasem słońce, czasem deszcz

Foto: Bartek Wutke/Social North

Zazwyczaj ich dzień zaczyna się przed dziesiątą rano. Bywa jednak i tak, że trwa 48 godzin. Czasem potrzebni są już o świcie, czasem późno w nocy lub tuż po skończeniu pracy. Są też dni, że z nudów można oszaleć. Zarabiają powyżej średniej krajowej, ale ciąży na nich odpowiedzialność dużo większa niż na przeciętnym Polaku.

Mają od kilkunastu (ale powyżej 18) do kilkudziesięciu lat. Najstarszy czynny ratownik w Świnoujściu odszedł na emeryturę po 49 latach pracy! Wielu z nich ratownikami staje się tylko w sezonie, na co dzień pracując w różnych zawodach. Jeden jest kucharzem, inny strażakiem czy ratownikiem pogotowia. Wszystkich łączy jednak pasja jaką jest ratownictwo wodne.

- Pomoc musi nadejść w ciągu pięciu minut. Tu nie ma czasu na jakąś higienę. Dziś pojawiły się rękawiczki, chusteczki, ustniki. Tymczasem kiedy wyciągam człowieka z wody to nie mam czasu na coś takiego. Ten człowiek może być cały we krwi albo własnych wymiocinach. Ja go muszę reanimować, natychmiast! - wspominał w wywiadzie Edward Janczak, emerytowany już ratownik.

Odpowiedzialność spoczywająca na ratownikach jest ogromna. W Niemczech zadaniem ratownika jest wyciągnięcie poszkodowanego z wody, dostarczenie go w bezpieczne miejsce. Za udzielenie pierwszej pomocy czy reanimację odpowiada już ratownik medyczny lub lekarz. Tymczasem u nas dopiero przybycie zespołu medycznego pogotowia zwalnia ratowników. Już sama akcja ratunkowa czy poszukiwawcza to ogromny stres.

Przekonali się o tym młodzi ludzie, którzy brali udział w akcji zakończonej niepowodzeniem. 13 lipca ubiegłego roku, ratownik na wieży zauważa dziecko wypadające z dmuchanego koła. Ratownik natychmiast zgłasza wypadek do Centrum. Sam biegnie w kierunku 8-latka. Kiedy znajduje się na miejscu ma już do pomocy dwóch ratowników, chłopiec jednak jest już pod wodą. Woda w tym miejscu jest mętna, pełna glonów. Natychmiast rozpoczyna się poszukiwanie, ratownicy przeczesują dno, raz po raz ktoś nurkuje. Po kilku minutach udaje się malca znaleźć i przenieść na brzeg. Niestety, mimo godzinnej reanimacji i asysty Lotniczego Pogotowia Ratunkowego chłopiec umiera.

- Jeszcze klika dni po akcji, wczasowicze potrafili wytykać ratownikom niekompetencję, byli bardzo niemili, obwiniali nas o śmierć dziecka – wspomina Piotr Walkowiak, ratownik świnoujskiego WOPR. - Jednak kiedy zapytaliśmy jednego z nich, dlaczego nie pomagał (w akcji brali również udział plażowicze – przyp. BW) tylko filmował zdarzenie, tylko odwrócił się na pięcie i odszedł.

Ratownicy rozpoczynają dzień standardowo. O 10 rano odmeldowanie się na bazie, pobranie sprzętu, odprawa i udanie się na stanowisko. Później siedem godzin obserwacji morza, kiedy potrzeba pomoc plażowiczowi, czasem patrol wzdłuż plaży. Jednak dzień rzadko kiedy wygląda typowo. Na pewno nie ma czasu na podrywanie dziewczyn i opalanie się na wieży.

- W poprzednim sezonie mieliśmy taki szalony dzień. Zaczęliśmy jeszcze przed wschodem słońca, bo saperzy Marynarki Wojennej potrzebowali wsparcia przy zabezpieczeniu plaży, tak, żeby nikt nie wchodził do wody. Później tradycyjne poszukiwania zaginionych dzieci, pierwsza pomoc itp. Wisienką na torcie było zgłoszenie się niemieckiego rodzica, który twierdził, że dziecko nadepnęło na... jeża morskiego. Oczywiście musieliśmy przeszukać podejrzany fragment plaży. Ostatnią akcję dnia mieliśmy grubo po 18 wieczorem – ponownie były to poszukiwania. – opowiada Piotr Walkowiak.

Zmorą ratowników są dwie rzeczy – zaginięcia i alkohol. Te pierwsze teoretycznie sprowadzają się do nadania komunikatu o tym, że poszukiwany jest rodzic dziecka lub samo dziecko. Bardzo często sprawa jest załatwiona po kilku minutach. Bywa jednak i tak, że poszukiwania trwają kilka godzin.

- Już po 18 wieczorem, policja poinformowała nas, że w rejonie muszli koncertowej zaginął 85-o letni obywatel Niemiec – opowiada Radosław Murias, koordynator Centrum Ratowniczego na kąpielisku morskim. - Na patrol ruszyło czterech dyżurujących ratowników, samym quadem zrobiliśmy ponad 30 km. Na szczęście staruszek znalazł się trzy godziny później na drugim końcu promenady, cały i zdrowy.

Ostatnio poszukiwania kobiety trwały blisko 6 godzin, po czym okazało się że w tym czasie spokojnie spacerowała sobie po mieście.

Czasem jest dramatyczniej. W poprzednim sezonie do ratowników zgłosili się rodzice, mówiąc, że ich syn wszedł do wody i zniknął im z oczu. Natychmiast rozpoczęto przeczesywanie dna morza. Ratownicy i kilkudziesięciu ochotników – plażowiczów, trzymając się za ręce sprawdzało metr po metrze dno. Po kilkudziesięciu minutach malec odnalazł się – bawił się w innym miejscu plaży.

Gorzej wygląda sprawa z alkoholem. Regulamin kąpieliska mówi wyraźnie, że zabrania się spożywania wszelkich wyrobów alkoholowych poza punktami gastronomicznymi. Niestety większość plażowiczów nawet o tym nie wie. Nie pomagają apele ratowników, nie pomagają mandaty wystawiane przez policję. A efekty picia piwa nad wodą niestety widać. Zeszłoroczne statystyki pokazują, że na blisko 650 utonięć, aż 157 osób było pod wpływem alkoholu. Podczas wspomnianej wyżej akcji ratunkowej z lipca ubiegłego roku, opiekunka dziecka siedziała na plaży pijąc piwo. Plażowicze pod wpływem często się awanturują, a ich agresja skierowana jest często w stronę ratowników.

Plażowicze pod wpływem alkoholu wpadają też na zupełnie idiotyczne pomysły. W zeszłym roku jeden z nich próbował pustą butelką wbić palik parawanu. Efekt – głębokie rany cięte dłoni, szycie, operacja i długa rekonwalescencja.

Na szczęście zdarzają się też sympatyczne sytuacje. Pewnego wietrznego dnia, tuż po południu, do bazy ratowników przyszedł młody człowiek z prośbą o nadanie przez radiowęzeł nietypowego komunikatu.

- To brzmiało mniej więcej tak – przy stanowisku nr 4 znajduje się Marcin, który pyta Joannę, czy ta wyjdzie za niego za mąż – śmieje się Piotr Walkowiak. - Brawa rozległy się po całej plaży, a z relacji ratowników wynika, że oświadczyny zostały przyjęte.

Autor: Bartek Wutke
comments powered by Disqus