Szpital Miejski w Świnoujściu
Najbardziej złoszczą kolejki i odsyłanie do specjalistów

Foto: scie24
Pacjenci świnoujskiego szpitala najczęściej źle oceniają długi czas oczekiwania na izbie przyjęć oraz odsyłanie chorych, głównie dzieci, do innych placówek. Do sprawy odniósł się prof. Kazimierz Konkol, lekarz naczelny Szpitala Miejskiego w Świnoujściu podczas listopadowego posiedzenia Komisji Zdrowia.
- My nie musimy wszystkiego leczyć na super poziomie. My jesteśmy szpitalem miejskim i on ma jasne ograniczenia - możliwości kadrowe, możliwości specjalistów i możliwości finansowe - to wszystko trzeba brać pod uwagę - uważa prof. Konkol. Według lekarza naczelnego, pacjent, o ile nie ma zagrożenia życia, powinien od razu trafiać do placówki, która udzieli specjalistycznej pomocy medycznej. A w naszym szpitalu są tylko dwa takie oddziały - ginekologia i chirurgia ogólna. Jeżeli karetka przywiezie pacjenta na przykład z problemem ortopedycznym, zostanie on ponowie przetransportowany do szpitala, który jest w stanie udzielić fachowej pomocy. A to generuje nie tylko dodatkowe koszty, ale przede wszystkim wywołuje frustrację chorych.
Najwięcej kontrowersji wzbudza odsyłanie dzieci ze złamaniem kończyn do szpitali w Szczecinie czy Gryficach. Okazuje się, że świnoujski szpital nie tylko nie może, ale i nie ma prawa udzielać fachowej pomocy medycznej. Od czasu śmierci doktora Muchy lecznicy nie udaje się odzyskać umowy z NFZ na świadczenia dla najmłodszych. Przed dwoma laty szpital apelował do konsultanta wojewódzkiego, aby ze względu na specyficzne położenie miasta chirurdzy ogólni mogli pomagać także dziecim. Odpowiedź była jednak negatywna, a szpital nadal nie rozwiązał problemu. - Nie ma dzisiaj możliwości, żeby ten kontrakt odzyskać. Chirurg dla dorosłych nie ma prawa niczego wykonywać przy dzieciach do lat 18. To są przepisy Narodowego Funduszu Zdrowia, które są absurdalne, dla nas trudne do zrozumienia. Tym bardziej dla mieszkańców, bo ich nie znają. Nie przeskoczymy tego, jeżeli NFZ nie uelastyczni pewnych zapisów - mówiła do członków Komisji Zdrowia radna Joanna Agatowska.
Pacjenci skarżą się także na wielogodzinne kolejki w izbie przyjęć. - Ludzie narzekają przychodząc do SOR-u nie na to, że nie zostaną obsłużeni, ale głównym wątkiem jest to, że czekają dwie godziny czy cztery godziny - uważa prof. Konkol. - Na izbę przyjęć przychodzi od 60 do nawet 90 procent pacjentów POZ-u. Ten pacjent musi się zastanowić, czy dlatego, że on zapomniał receptę musi iść od razu na izbę przyjęć, czy też może pójść po nią do najbliższego POZ-u.
Więcej o aktualnej sytuacji szpitala tutaj.
DOŁĄCZ DO NAS: