Piątek, 26 kwietnia 2024r.

Imieniny: Marzeny, Klaudiusza, Marii

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Sport / Tour de Pomorze

Kolarstwo

Tour de Pomorze

Foto: Bartek Wutke/Social North

Ile czasu zajmuje okrążenie naszego województwa? Podpowiem, że trzymając się dróg zbliżonych do granic Zachodniopomorskiego będzie to 700 kilometrów. Kierowcy samochodów już przeliczają, tylko jest jedna mała uwaga – jedziemy rowerem! Jerzy Pikuła zrobił to w 26 godzin i 30 minut, jadąc non stop. W miniony weekend odbył się ultramaraton Tour de Pomorze.

Wszystko zaczęło się w piątkowy wieczór. Tuż po odprawie zawodników, kawalkada rowerzystów biorących udział w świnoujskiej masie krytycznej wraz zawodnikami przejechała przez miasto. Zapadał już zmrok, było dość chłodno, więc tempo kolarskiej imprezy było żwawe, dość powiedzieć, że po 30 minutach było po wszystkim. Tymczasem uczestników TdP czekała rano bardzo wczesna pobudka.

- Nawet jeść się nie chce o tej godzinie – narzekał o 7 rano jeden z uczestników w drodze na prom. Żegluga Świnoujska udostępniła na potrzeby wyścigu jeden z Bielików, na nim uczestnicy przedostali się na prawobrzeże, z jego rampy startowali do ultramaratonu. Takie rzeczy tylko u nas. Na samym promie lekki chaos i zamieszanie. Część zawodników nerwowo przechadza się po pokładzie, część udziela się towarzysko. Jedna grupa instaluje obowiązkowe urządzenia GPS, ktoś inny korzysta z ostatnich poprawek w mobilnym serwisie rowerowym.

Nad wszystkim czuwał komandor wyścigu – Cezary Dobrochowski, prezes KS Uznam, który był odpowiedzialny za organizację zawodów. Wszyscy zawodnicy musieli przejść odprawę, sprawdzano sprzęt, oświetlenie itp. Bezpieczeństwo zawodników w wyścigu w ruchu otwartym to kluczowa sprawa. Niestety, nawet najbardziej przezorny kolarz może ulec wypadkowi, kiedy w grę wchodzą osoby trzecie. Tuż po zmroku, w okolicach Barlinka ktoś potrącił jednego z maratończyków. Ktoś, bo sprawca mimo urwanego lusterka uciekł z miejsca wypadku i teraz poszukuje go policja. Sam kolarz na szczęście nie ucierpiał, za to rower został zniszczony całkowicie.

- On wygląda jakby z kolegami wpadł po drodze na piwo – śmiała się już na mecie żona jednego z zawodników. Rzeczywiście, zataczający się sportowiec mógł sprawiać takie wrażenie. Jednak o takich środkach wspomagających nie mogło być mowy.

Po drodze na kolarzy czekały punkty kontrolne, będące jednocześnie bufetami. Mogli się tam posilić i odpocząć. Kilkoro uczestników tam zakończyło swoje zmagania. Inni długo zastanawiali się czy jechać dalej, by na kolejnym PK ponownie odbyć dyskusję czy siły pozwalają na dalszą jazdę. Z blisko 80 śmiałków, dwóch nie przystąpiło do zawodów, a wycofało się zaledwie siedmiu! Najmłodszy uczestnik miał 25 lat, najstarszy 68. I to właśnie przedstawiciel tego nieco starszego pokolenia okazał się najszybszy. Jerzy Pikuła, rocznik 1960, pokonał 700 km w czasie 26 godzin i 32 minut. Na mecie czekała na niego cała rodzina wraz z najmłodszym – wnukiem Franciszkiem.

W ciągu kolejnych 20 godzin, do mety docierali kolejni zawodnicy. Część z nich była tak wyczerpana, że po zejściu z roweru nie mogli ustać. Liczba spalonych w czasie tego rajdu kalorii mogła przekroczyć 20 tys.!

Zawody były eliminacjami do jeszcze większego wyzwania. Ci którzy ukończyli Tour de Pomorze, w przyszłym roku będą mogli stanąć na starcie najdłuższego wyścigu w Polsce – Bałtyk – Bieszczady Tour. To 1008 kilometrów ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. Dłuższej trasy w Polsce już nie ma.

Autor: Bartek Wutke
comments powered by Disqus