Sobota, 27 kwietnia 2024r.

Imieniny: Zyty, Teofila, Felicji

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Wywiady / Zdania nie zmienia tylko krowa i ja

Rozmowa z Edwardem Janczakiem, najstarszym ratownikiem w Świnoujściu

Zdania nie zmienia tylko krowa i ja

Edward Janczak pracował zawodowo 49 lat.

Foto: Bartek Wutke

Przez blisko pół wieku był ratownikiem Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W minionym tygodniu odszedł na emeryturę. Po latach pomagania ludziom, postanowił zająć się wnukami.

- Pana praca to kawał historii.

- Moja praca zawodowa trwała 49 lat. Kończyłem szkołę elektroniczną w Warszawie. Później pracowałem przez dwa lata w Zakładach Elektronicznych Farel w Warszawie. A potem dostałem wezwanie do wojska - miałem 19 lat. Bardzo dobrze pływałem, prawdopodobnie skierowano by mnie na trzy lata do Marynarki Wojennej (tradycją Armii Ludowej Wojska Polskiego, było wysyłanie do jednostek jak najdalej od miejsca zamieszkania, np. górali nad morze i odwrotnie - przyp. B.W.). Po wyjściu nie miałbym nic - zawodu, perspektyw. Podjąłem prostą decyzję - poszedłem do szkoły oficerskiej w Zegrzu. Jak raz sobie coś zaplanuję to się tego trzymam. Na pływalni niektórzy śmiali się, że zdania nie zmienia tylko krowa i Edek Janczyk. Profity z tej decyzji były niebywałe. Prawo do wcześniejszej emerytury, mieszkanie i przede wszystkim - zawód. Tradycje rodzinne zresztę już były - ojciec, brat i zięć - wszyscy wojskowi. Po skończeniu szkoły w sierpniu 1970 r. dostałem przydział do Gdyni a później do Świnoujścia. Wylądowałem tu w listopadzie 1970 roku. I już tu zostałem. To był dla mnie raj.

- Wróćmy jednak do ratownictwa.

Przez ostatnie 24 lata byłem codziennie na basenie a w sezonie na plaży. Ja czuję się tutaj jak u siebie. Otwierałem nową bazę (w lipcu 2009 r - przyp. B.W.). Jednak po latach przychodzi taka chwila, że trzeba powiedzieć dość. Ratownik musi być sprawny fizycznie i psychicznie. Musi nieść pomoc. Czas dokonać zmian, taka jest kolejność. Ludziom się wydaje, że pływanie to jakaś logika czy coś. To nie tak. Ja o pływaniu mam takie powiedzienie - cud to u pana Rydzyka, tu jest natura i fizyka. Ja po tylu latach mam już np. strasznie wyrobione stawy. Dlatego powiedziałem sobie dosyć. Teraz nadszedł czas młodszych.

- Jak się zmieniała praca ratownika?

- Miałem to szczeście, że jak ja to mówię, pracowałem w normalnych dla ratownictwa czasach. Zacznijmy od tego, że pomoc musi nadejść w ciągu pięciu minut. Tu nie ma czasu na jakąś higienę. Dziś pojawiły się rękawiczki, chusteczki, ustniki. Tymczasem kiedy wyciągam człowieka z wody to nie mam czasu na coś takiego. Ten człowiek może byż cały we krwi albo własnych wymiocinach. Ja go muszę reanimować, natychmiast! Miałem taki przypadek na basenie, chłopak przyszedł popływać po obiedzie. Wróćmy jednak do tematu. Przez 18 lat miałem tu dwie pielegniarki na zmianę. To był idealny układ, bo przynajmniej miałem psychiczny komfort, że mam wsparcie medyczne. Dzięki nauce wiemy, że w przypadku utonięcia ważniejsza od płuc jest kora mózgowa i serce. Dlatego zmieniła się zasada resuscytacji.

- A sprzęt? Np. dla ratowników górskich ma on znaczenie kolosalne.

- Oczywiście, że ma to znaczenie. Nie zahamujemy postępu technologicznego. Np. środki łączności, teraz każdy ma telefon. Dzięki temu już jest łatwiej. Dostęp do defibrylatorów, to wszystko powoduje, że możemy pracować lepiej. Kiedyś nie mieliśmy uprawnień do używania tego sprzętu. Ale już np. skuter wodny to niekoniecznie. Dlaczego? Bo tu jest płytko, to już nie ma takiego znaczenia. U nas najważniejszy jest człowiek. On może tu dobiec i dopłynąć szybciej niż skuter.

- Najtrudniejszy moment?

- Jeden z ratowników chciał pobić rekord przebywania pod wodą. Nie dał rady. Byłem przy tym, reanimowałem go do przyjazdu karetki. To wspomnienie zostanie mi do końca życia. Mimo reanimacji widziałem, że odpłynął ale ja nie jestem lekarzem. Nie mogę stwierdzić czy ktoś już umarł, nie mogę przerwać ratowania nawet wiedząc z doświadczenia że to nie ma sensu. Przekazałem chłopaka lekarzowi i on dla mnie żyje do dzisiaj. Ja nie usłyszałem od nikogo, że on umarł. Mimo, że byłem na jego pogrzebie.

- Co teraz, co będzie pan robił na emeryturze?

- Mam trzy pasje. Woda, kino i rodzina. Nie będę się nudził. Czas zająć się najmłodszymi wnukami. Są w takim wspaniałym okresie, że już nie ma problemu z pieluchami a jeszcze nie wołają o kieszonkowe. Jestem domatorem, nie będę musiał chodzić na ryby, żeby nie siedzieć z rodziną. Wręcz przeciwnie. Ja to uwielbiam. Całe życie trzymałem się jednej zasady - nie traktuj innych tak jak sam nie chciałbyś być traktowany. I chyba mi się to udało.

Autor: Bartek Wutke
comments powered by Disqus