Czwartek, 25 kwietnia 2024r.

Imieniny: Marka, Jarosława, Wasyla

  • DOŁĄCZ DO NAS:

Strona główna / Wywiady / Wystarczy przejść się po mieście, a to dopiero początek.

Rozmowa z Januszem Żmurkiewiczem, Prezydentem Miasta Świnoujście

Wystarczy przejść się po mieście, a to dopiero początek.

Janusz Żmurkiewicz.

Foto: Bartek Wutke/arch.

Młodsi czytelnicy zapewne tego nie pamiętają. Obecny Prezydent Miasta, Janusz Żmurkiewicz pierwszą swoją kadencję na tym stanowisku pełnił w latach... 80-tych. Zapraszamy do lektury wywiadu o tamtym okresie. Starsi przypomną sobie dawne czasy, młodsi poznają nie tak dawną historię miasta.

- Kiedy został pan po raz pierwszy prezydentem?

- Zostałem prezydentem na przełomie 1984 i 85 roku. Pełniłem tę funkcję nieprzerwanie aż do 1989 roku. Wtedy nie było jeszcze wyborów bezpośrednich, o tym komu powierzyć to stanowisko decydowała rada miasta. Rada liczyła sobie wtedy 21 radnych i łatwo policzyć, że 11 głosów wystarczało, żeby zdecydować o czyimś być albo nie być. Mimo pewnego komfortu pracy, nie było możliwości – tak jak ma to miejsce dziś – podejmowania decyzji trudnych, może czasem kontrowersyjnych, ale niezbędnych dla miasta, jego rozwoju i funkcjonowania. Prezydent musiał wtedy kalkulować, brać pod uwagę wiele aspektów, które nie zawsze służyły sprawie. Był zakładnikiem Rady.

- A po roku 89?

- Podobnie było przez pierwsze lata po transformacji. Dlatego nie chciałem być wtedy prezydentem, choć miałem takie propozycje. W wyborach do rady miałem bardzo dobry wynik i mogłem objąć tę funkcję. Nie godziłem się na to. Nawet mimo tego, że SLD miało już wtedy większość w radzie. Dopiero po zmianie ordynacji, kiedy o wyborze prezydenta decydowali bezpośrednio mieszkańcy miasta, postanowiłem zaryzykować i poddać się weryfikacji.

- Wróćmy do pierwszej prezydentury.

- Zostałem najmłodszym prezydentem w Polsce. Nie było nikogo w podobnym wieku na takim stanowisku. Wcześniej pracowałem jako kierownik wydziału komunikacji i samorząd był już trochę znany, ale to za mało żeby kierować tak dużym organizmem jak miasto. Dlatego przyjąłem sobie jedną zasadę. Skoro mam tak małe doświadczenie jako prezydent, to potrzebuję bardzo doświadczonych zastępców. Wybrałem Zdzisławę Szczepańską i Zdzisława Langiewicza, osoby dużo ode mnie starsze, ale od lat pracujący w administracji, po dobrych uczelniach. Inżynier Langiewicz, ekspert hydrotechniki, pracował jako wykonawca, w nadzorze budowlanym. Był mi bardzo potrzebny w sprawach związanych z inwestycjami, techniką. Z kolei pani Szczepańska zajmowała się oświatą, kulturą i handlem, bo wtedy i tym się zajmował urząd. Zawsze mogłem liczyć na ich rady i wsparcie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to był doskonały wybór. Dziś zostały mi tylko wspomnienia, bo obojga już nie ma, ale zawsze będę im za wszystko wdzięczny.

- Czym różniły się kompetencje ówczesnego prezydenta od obecnego?

- Zacznijmy od tego, że nie było Urzędu Marszałkowskiego, a największą władzę miał wtedy wojewoda. Był panem i władcą, decydował o podziale pieniędzy, o przydziałach. Przecież wtedy obowiązywała gospodarka planowana, kierowana centralnie. To były czasy, kiedy wszystko było dokładnie rozpisane. Nie było kwestii, że samorząd poprzez swoje działania mógł zwiększyć stan posiadania gminy. Pieniądze przychodziły nie tylko na inwestycje ale też np. na fundusz płac. Możliwości samodzielnego powołania czegoś, zwiększenia zatrudnienia były znikoma. Każda decyzja zapadała wyżej.

W tamtych czasach zdecydowanie łatwiej było pozyskać środki finansowe, ale zdecydowanie trudniej było cokolwiek zrobić, bo nie było firm – wykonawców. Czasami jedna wizyta u wojewody owocowała pozyskaniem pieniędzy ale później nic z tym nie można było zrobić. Nie było prywatnych firm, tylko państwowe. Dlatego znalezienie jakiejś firmy graniczyło czasami z cudem. Wystarczy spojrzeć na naszą pływalnię.

Kiedy przyszedłem do urzędu, to jej budowa już trwała. To były fragmenty murów, rozgrzebana inwestycja która zarosła chwastami i drzewami. Udało się znaleźć firmę z Kalisza, która podjęła się dokończenia budowy. Proszę sobie wyobrazić, że kiedy weszli na teren budowy, okazało się, że poprzednicy potrafili np. spadek niecki wylać w złą stronę. To daje obraz jak się wtedy budowało. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że to co to za wielka inwestycja. Teraz jest wybór firm, cały procesem zajmujemy się sami. Jest łatwiej.

Ale tę łatwość pozyskiwania środków chciałbym przenieść w nasze czasy.

Na ciąg dalszy rozmowy, zapraszamy wkrótce.

Autor: Bartek Wutke
comments powered by Disqus