Rekreacja
Savoir-vivre na trasie
Czy wiosna czy lato, trzymajmy się pewnych zasad.
Foto: Bartek Wutke/Social North
Właściwie to równie dobrze ten wpis mógłby się nazywać „Słów kilka po przejażdżce do Kolpinsee”, tylko jakiś taki ten tytuł wydaje się długi i pretensjonalny. W każdym bądź razie jest to wynik dwóch godzin spędzonych w siodełku, podczas których miałem dużo czasu na przemyślenia. A przy okazji spotkało mnie po drodze kilka zdarzeń, którymi chciałbym się z Wami podzielić.
Najważniejsza rzecz to chyba poczucie niebywałego bezpieczeństwa, jakie ma się ujeżdżając wschodnioniemieckie trasy. Kierowcy sprawiają wrażenie, że nigdy i nigdzie się nie spieszą, co tak bardzo wkurza nas, mieszkańców Świnoujścia, zwłaszcza, kiedy to spieszymy się na jakże odległy, drugi koniec naszego grodu. Po drugie, wygląda na to, że w ich samochodach nie ma czegoś takiego jak klakson. Też rzecz dziwna, jeżeli podróżuje się po polskich drogach. Podróżując po drogach publicznych, zwłaszcza w miastach, staram się cisnąć ile tylko noga pozwoli, żeby nie blokować płynności ruchu samochodów. W Niemczech nie jest to trudne, bo mało kto przekracza 40 km/h na terenie zabudowanym. Może też i dlatego nikt nigdy nie „strąbił” mnie na szosie? Z kolei na trasie poza miastem, wyprzedzanie odbywa się tylko w przypadku, kiedy nikt nie jedzie z przeciwka. Dziwne, prawda? Mało tego, widząc samochód za mną i tuż za zakrętem drugi – jadący z przeciwka – gestem zatrzymałem tego z tyłu. Grzecznie poczekał, a kiedy mnie w końcu – bezpiecznie – wyprzedzał, podziękował mi machając ręką i mrugając „awaryjnymi”.
Tymczasem wystarczy jedna sytuacja z naszego podwórka, która pokazuje jak jeżdżą nasi kierowcy. Ulica Chopina, wzdłuż parku, w kierunku ul. Piłsudskiego. Prędkość na wskaźniku około 40 km/h, przede mną grupa pieszych która próbuje przejść przez pasy. Oglądam się za siebie i widzę samochód około 100 metrów za mną, więc pewny, że nikt nie zrobi mi z tyłka garażu spokojnie hamuję i zatrzymuję się przed pasami. I tu następuje pierwsze zdziwienie – piesi stoją, ani myśląc przejść. Powód – i tu drugie zdziwienie – kierowca na świnoujskich rejestracjach nawet nie próbował zwolnić przed pasami, śmignął tuż obok mnie i skręcił w Piłsudskiego. Ot, kultura. O wymuszeniach na skrzyżowaniach i rondach nawet już nie wspominam.
W drodze powrotnej z Kolpinsee, tuż przed Bansin, ścieżka rowerowa prowadzi lekko w dół, kończy się niestety brukiem przy stacji kolejowej. Po bokach gęste krzaki, nie bardzo widać co przed nami. Pamiętając o tym, zdążyłem już położyć palce na klamkach, gdy nagle zauważyłem młodego Niemca, ubranego w stylu hip-hopowym, gestem pokazującego mi, że warto zwolnić. Zbaraniałem. Wyobrażacie sobie taki widok u nas?
Tak samo jest z przyjemną drobnostką, która naprawdę sprawia, że podróż staje się jeszcze milsza. Kto z Was, choćby skinieniem głowy pozdrawia innych rowerzystów? Każdy kto był kiedyś w górach wie, jakie to fajne uczucie, kiedy idący z przeciwka siwy, brodaty człowiek, mówi Ci z uśmiechem – cześć! Ta sama zasada działa na trasach rowerowych – spróbujcie!
Kolejna sprawa – wyprzedzanie „powolniaków” i pieszych. Ciężko sobie wyobrazić typową szosówkę z dzwonkiem czy trąbką sygnałową – przecież liczy się każdy gram o to ustrojstwo waży. Co nam pozostaje? Najczęściej zwykła uprzejmość, okrzyk przepraszam (ewentualnie entschuldigung) – zawsze działa, przynajmniej w moim przypadku.
Trochę dziś pomarudziłem, może się starzeję, ale wydaje mi się, że życie byłoby dużo przyjemniejsze, gdybyśmy stosowali się do tych kilku zasad. Pozdrower!
DOŁĄCZ DO NAS: